Kronika

2012.09.28

Fakultet Turystyczny cz. 2

Dzień przed: hm… co zabrać? Kurtka, softshell, buty trekkingowe, ciepła czapka i rękawiczki – to na pewno. We wrześniu w Tatrach bywa zimno. Krótkie spodnie? Miejsce w torbie jest, może się przydadzą. A! Jeszcze kąpielówki i termos. Zestaw idealny:)

Dzień 1: chłodny poranek na szkolnym parkingu. Pakujemy bagaże do busa, sprawdzamy, czy są wszyscy i w drogę. Uroki polskich szos poznajemy już przed Dworcem Zachodnim – korek. Potem w Radomiu, Krakowie i w Skomielnej. Uff… Mimo to humory nam dopisują. Rozmawiamy, czytamy, słuchamy muzyki. Białka wita nas chłodem i obiadokolacją. Krótka odprawa, rozpakowanie i wieczorne zajęcia w podgrupach.

Dzień 2: wystartowaliśmy po wczesnym śniadaniu. Pół godziny jazdy do wylotu Doliny Małej Łąki minęło sennie. Widać wczorajsze posiady nie skończyły się o 22. Po drodze zabraliśmy naszego przewodnika Kubę, który po szybkim dzień dobry od razu zaczął opowiadać o historii najstarszej części Zakopanego, a później, już na szlaku, o tym, co widać i czego jeszcze nie. Początkowo teren był w miarę płaski, schody (czytaj: podejście) zaczęły się po minięciu Wielkiej Polany. W Głazistym Żlebie wiatr przybrał na sile i cała ekipa elegancko wystroiła się w bluzy, kurteczki i czapeczki. Przełęcz Kondracka, a następnie Wyżnia Przełęcz Kondracka zostały zdobyte z uśmiechem na ustach. W trakcie odpoczynku i spożywania drugiego śniadania skrystalizowała się grupa, która dokonała udanego ataku szczytowego na Giewont. Druga grupa została na przełęczy kontemplując przepiękne widoki i rozmawiając o różnych bardziej i mniej istotnych sprawach. Powrót przez Halę Kondratową w doliny przebiegał spokojnie do momentu, gdy Asia nie wrzuciła piątego biegu i cała ekipa ledwo za nią nadążyła.Bardzo udaną wycieczkę postanowiliśmy uczcić zdobyciem Krupówek. Młodzież szalała w pizzeriach, kadra w sklepach z techniczną odzieżą i sprzętem górskim. Każdemu według potrzeb… Wieczorne sprawdzenie pogody w urządzeniach z nadgryzionym jabłkiem zmusiło nas do zmiany planów. Dolina Roztoki i Morskie Oko poczekają do następnej wiosny.

Dzień 3: wycieczkowy poranny standard: pobudka, showerek, pakowanie plecaka, śniadanko, wyjazd. O dziwo punktualnie i bez stękania. Duży plus dla młodzieży. O 9 zameldowaliśmy się w Kuźnicach, przywitaliśmy z przewodnikiem Staszkiem i ruszyliśmy Doliną Jaworzynki w stronę Hali Gąsienicowej. Do początku pierwszego trawersu tempo było dość żwawe, później szliśmy już wolniej. Widoki krótkodystansowe – mgła otaczała szczyty, przełęcze i nas. W Murowańcu posililiśmy się nieco i ruszyliśmy trawersem pod Kościelcami nad Czarny Staw Gąsienicowy, który jest ładny i bardzo malowniczo położony, ale widać tego nie było – mgła nie chciała się poddać. I tak działo, aż do jakiś 150 metrów przed Niżnym Kościelecem, na który wędrowaliśmy ostro pod górę. Nagle nad nami wyłoniło się błękitne niebo i grań Granatów, pod nami była mgła! Z ust młodzieży wydobyło się westchnienie: -ooo… jak pięknie!- i momentalnie zapomnieli o bolących nogach. Na szczycie Niżnego Kościelca kolejna niespodzianka: klasyczne widmo Brocken-u. Czyli cień człowieka na tle mgły z tęczową otoczką wokół głowy… Jak powiada przepowiednia, kto je zobaczy niechybnie zginie w górach śmiercią tragiczną. Szansą na ocalenie jest częste szwendanie się po Tatrach, bo trzecie widziane takie zjawisko odczynia urok, a szczęśliwiec może czuć się w górach bezpieczny po wsze czasy… Dlatego już dziś planujemy kolejny fakultet turystyczny:) Z Przełęczy Karb, przez Dolinkę Stawków Gąsienicowych, dotarliśmy ponownie do Murowańca. Dłuższa przerwa w schronisku zregenerowała nasze nadwątlone siły, więc powrót przez Skupniów Upłaz do Kuźnic przebiegł bardzo sprawnie. Jadąc busem do Białki migały nam przed oczami światła mijających nas samochodów, jak i widziane dziś cudowne widoki. Wieczorny wypad do Term Bania był zwieńczeniem jakże udanego dnia.

Dzień 4: kopia dnia pierwszego, z tą różnicą, że miejsce docelowe mniej „pikne”, a i proza życia jakby o wiele bliżej…