Kronika

2013.10.20

Fakultet turystyczny Tatry

Dziś jest 18. października, w Tatrach leży kilkanaście centymetrów śniegu, powoli trzeba szykować snowboard i skitury do sezonu zimowego, a przecież tydzień temu… W piątkowy ranek cała nasza ekipa wsiadła do autokaru i ruszyła na południe. Po siedmiu godzinach znaleźliśmy się w Zakopanem. Szybki przeskok do busa i, po małych zakupach w bukowińskim supermarkecie, kolejny raz otwieraliśmy drzwi naszego zaprzyjaźnionego pensjonatu. Wieczór spędziliśmy na oglądaniu wątpliwych wyczynów naszej piłkarskiej Kadry Narodowej w meczu z Ukrainą. Sobotniego ranka spakowaliśmy plecaki na dwa dni i ruszyliśmy w Tatry. Z Kuźnic pognaliśmy na Halę Gąsienicową, potem na Świnicką Przełęcz. Przed pierwszym pasażem łańcuchów założyliśmy na siebie uprzęże, lonże i kaski, aby dobrze asekurowani zdobyć Świnicę. Udało się to bez najmniejszego problemu. Szczytowaliśmy krótko ze względu na lodowaty wiatr i mgłę. W Murowańcu byliśmy jeszcze przed zmrokiem, gdzie ciepła kolacja i wygodny śpiwór zwieńczyły udany dzień. Niedziela przywitała nas bezchmurnym niebem, choć temperatura bliska była zera. Śniadanie zjedliśmy nieśpiesznie, wrzuciliśmy cały szpej do plecaków i ruszyliśmy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Tam chwila restu i wiele zdjęć, bo krajobraz był nieziemski. Następny przystanek wypadł tuż nad Zmarzłym Stawem, kolejny jakieś 100 metrów wyżej. Tu już założyliśmy na siebie cały zestaw asekuracyjny i wbiliśmy się w łańcuchy tzw. Nowego Zawratu. Przed samą przełęczą pojawiły się malutkie płaty śniegu, na samej Przełęczy Zawrat dmuchnęło solidnie. Nie zrobiło to na nas żadnego wrażenia. Staszek (przewodnik-TOPRowiec) opowiadał o okolicznych szczytach, młodzież konsumowała kanapki i batoniki, kadra zapełniała karty SD w aparatach. Zejście do pięciostawiańskiego schroniska było długie, ekipa rozciągnęła się na jakieś 10 minut, choć pozostawaliśmy w kontakcie wzrokowym. W schronie ciepłe napoje i słynna szarlotka smakowały jak zwykle. Doliną Roztoki, przez Wodogrzmoty Mickiewicza dotarliśmy na Palenicę Białczańską, skąd busikiem dojechaliśmy do pensjonatu. Ponad połowa grupy czuła wielką chęć na wieczorne basenowe szaleństwa, więc udaliśmy się do Term Bania wygrzać się w siarczano-żelazowych wodach. Po powrocie jakoś tak szybko zasnęliśmy. Poniedziałkowy powrót do Warszawy przebiegł planowo i ok. 17.30 stęsknieni rodzice odebrali swoje pociechy:)